Rozmowa z dr Olgą Kotowską-Wójcik o sytuacji rodziców, a zwłaszcza matek naukowczyń na uczelniach, wpływie pandemii na pracę naukową i dobrych praktykach akademickich.
W swojej pracy badawczej zajmuje się Pani między innymi miejscem kobiet, zwłaszcza matek, w przestrzeni publicznej. Czy można w tym obrazie wyodrębnić sytuację kobiet-matek pracujących naukowo? Na jakie sprawy warto zwrócić uwagę?
Macierzyństwo jest ubogaceniem osobowości kobiety, jest łaską i darem realizowanym we wspólnocie rodzinnej, służącym – w szerszej perspektywie – społeczeństwu. Ten dar otwiera nowe przestrzenie. Badania naukowe opisują jak rozwija się umysł matki, począwszy od pierwszych dni ciąży i jak to się utrzymuje, także po porodzie. Zostało to udowodnione między innymi w książce Katherine Ellison pt. „Umysł mamy. Jak macierzyństwo rozwija naszą inteligencję”. Autorka na podstawie wyników badań neurologicznych i psychologicznych pokazała, jak macierzyństwo rozwija inteligencję kobiety. Chodzi o czuwanie, wyostrzenie uwagi na drugiego człowieka, zdolność do mobilizacji, wielozadaniowość. Co ciekawe, te cechy mogą się także rozwinąć u zaangażowanych ojców małych dzieci. Rodzicielstwo jest ubogaceniem, o ile pozwoli się na jego realizację, to znaczy nastąpi pewna sekwencyjność ról życiowych. Cykl pracy naukowej i osiąganie kolejnych faz awansu zawodowego nakłada się ściśle na fazy życia biologicznego i rodzinnego kobiet. Warto stawiać pytania i obserwować dane, opisujące tę relację. Jeśli potraktujemy dzieci jako dar i wkład w rozwój społeczny to powinniśmy sprzyjać realizowaniu działań ułatwiających godzenie tych ról. Dane ilościowe bezdyskusyjnie pokazują, że udział kobiet w rynku pracy, w tym w nauce, jest niezbędny. Na pozytywne aspekty macierzyństwa zwracali uwagę zarówno Prymas Wyszyński, jak i św. Jan Paweł II. Obaj wielokrotnie podkreślali znaczenie tego, co Jan Paweł II nazwał „geniuszem kobiecym”.
Rozwój i kariera naukowa kobiet w ujęciu wymienionych mężów Kościoła to chyba nie dość znany aspekt ich nauczania?
Warto przypomnieć, że to dzięki decyzji Prymasa Wyszyńskiego kobiety mogły studiować w Polsce teologię i zdobywać kolejne stopnie naukowe w tej dziedzinie. On nie tylko podkreślał rolę kobiety jako matki i ostoi rodziny, ale też mówił o tym, że formacja duchowa powinna iść w parze z troską o wykształcenie. Wszystkie słynne ósemki, które pomagały w pracy Prymasowi, miały wykształcenie wyższe. Wyszyński mówił, że „największą chwałą jest rodzić życie, ale awans społeczny kobiet to jest proces cywilizacyjny, społeczny, który ma swoje przyczyny i konsekwencje”. Mówił też o tym, że nie każda kobieta ma powołanie macierzyńskie, ale każda ma te cechy, które ją od mężczyzny odróżniają i sprawiają, że dopiero ich wzajemne współdziałanie może służyć pełnej perspektywie poznawczej. Podkreślał równość i komplementarność kobiet i mężczyzn. W aspekcie feministycznym wyprzedzał swoje czasy.
Czy da się określić specyfikę pracy naukowej kobiet, w tym matek?
Kobiecość wiąże się z przede wszystkim z darem empatii i wrażliwości na drugiego człowieka, które w zmaskulinizowanym świecie gdzieś umykają. Wszelkie badania dowodzą, że im bardziej różnorodne zespoły, pod względem płciowym, wiekowym, ale też dyscyplin i zawodów, które dane osoby reprezentują, tym lepsze, bardziej nowatorskie pomysły i rozwiązania, które opracowują. W świecie nauki mamy całą grupę zjawisk i pojęć określających trudności, z jakimi muszą zmierzyć się matki-naukowczynie, ale też kobiety bezdzietne. Poczynając od tzw. kary za macierzyństwo – motherhood penalty, przez pojęcie dziurawego rurociągu – leaking pipeline, czy szklanego sufitu – glass ceiling i innych. To pierwsze pojęcie opisuje różnice w osiąganiu możliwości rozwoju i awansu w stosunku do mężczyzn z podobnymi atutami zawodowymi. Drugie odwołuje się do rezygnowania kobiet ze świata nauki, wraz z wyzwaniami związanymi z kolejnymi stopniami awansu naukowego i stanowiskami zawodowymi. Ostatnie określenie doczekało się nawet oficjalnego indeksu monitorowanego w skali międzynarodowej – odzwierciedla proporcje kobiet i mężczyzn z tym samym stopniem i tytułem naukowym w danej dyscyplinie. Obserwowane w tym zakresie zmiany mają charakter pozytywny. Niemniej, gdybyśmy utrzymali obecne tempo, potrzeba by jeszcze blisko 120 lat na wyrównanie pozycji kobiet i mężczyzn. Czy stać nas na takie oczekiwanie?
Kobietom przypisuje się takie cechy jak empatia, łagodność, ale w nauce deprecjonuje się je jako emocjonalne, czyli nienaukowe.
Absolutnie nie zgadzam się z tym! Ściśle łączą się z takimi atutami, jak wielozadaniowość, umiejętność żonglowania zadaniami, choć z przewagą aspektów rodzinno-domowych. To pokazują dane ilościowe. Polska pozostaje krajem z tradycyjnym podziałem ról męskich i kobiecych. Na przykład, co ósmy pełnoletni Polak zajmuje się na stałe przynajmniej jedną osobą w wieku senioralnym. Zadania opiekuńcze i wychowawcze w znacznej mierze obciążają kobiety. Nawet w rodzinach zmierzających do modelu równościowego podział zadań nie jest równoważny. W projekcie badawczym „Współczesny ojciec – na skrzyżowaniu oczekiwań i rzeczywistości” opisałyśmy, że nawet najbardziej zaangażowani ojcowie chętniej zajmują się zadaniami „miękkimi”, związanymi z przyjemnościami, rozrywką czy logistyką rodzinną. Na kobiecych barkach spoczywa ten rzeczywisty ciężar zarządzania kompleksowego. Jeden z respondentów ujął to obrazowo: „mężczyzna jest zadaniowy, działa punktowo – jak latarka. Kobieta, matka powinna być raczej jak żyrandol – ogarniać całość”.
Pandemia odcisnęła piętno w każdej dziedzinie życia prywatnego i społecznego, czy można wskazać skutki lockdownu w szeroko rozumianym obszarze nauki?
Sytuacja pandemii wyraźnie pokazała negatywne skutki ograniczeń w życiu i efektywności zawodowej kobiet. Znalazło to swoje odbicie także na matkach naukowczyniach i w ich pracy. Mężczyźni, którzy pracowali w domach wielokrotnie częściej realizowali granty, publikowali artykuły naukowe, natomiast u kobiet ten trend był odwrotny. One opóźniały realizację swoich zamierzeń i dokonań, a często wręcz z nich rezygnowały. To widać w badaniach prowadzonych w Polsce, ale także tych międzynarodowych. Opieka nad osobami zależnymi, przejęcie ciężaru zarządzania sferą domową, w sytuacji pełnego obciążenia rodzinnego, nauka zdalna, praca zdalna – to wszystko w znacznie większym stopniu warunkowało sytuację zawodową kobiet. Nie wiemy, kiedy nastąpi koniec ograniczeń, a ich skutki będą na pewno długofalowe – nie tylko te fizyczne i dostrzegalne z zewnątrz, przede wszystkim będą aktywnie oddziaływały w sferze psychicznej i emocjonalnej.
Jak wygląda sytuacja na naszej uczelni?
Marzy mi się, żeby u nas zrealizować taki projekt – nie tylko matka na UKSW, ale rodzic na UKSW. Tak, abyśmy mogli zmierzyć się z rzeczywistym obrazem i sytuacją, poznać, ile mamy rodzin pracujących na naszej uczelni, ilu rodziców, z iloma dziećmi, w jakim wieku – co dla nich w codziennej pracy jest ważne, czego potrzebują. Oczywiście należy docenić dostępność pokoi dla rodzica i dziecka z przewijakami, przedszkole, inicjatywy socjalne, które wspierają życie rodzinne, ale wydaje mi się, że brakuje szerszej perspektywy poznawczej. Moglibyśmy czerpać wzory z UJ czy UWr, gdzie realizowane są mini granty dla rodziców, aby zwiększyć ich aktywność naukową. Po doktoracie najwięcej osób rezygnuje z kariery naukowej, to moment największej utraty potencjału. Przecież wśród studentów i doktorantów jest zdecydowana przewaga kobiet – oczywiście z wyjątkiem nauk ścisłych. To jest strata kapitału nie tylko naukowego, ale i strata ekonomiczna, a także społeczna – przecież w wykształcenie pań wiele zainwestowano i ten potencjał zostaje niewykorzystany. Warto też odwołać się do dobrych praktyk w Narodowym Centrum Nauki, na przykład przy aplikowaniu o granty z konkursu Sonata umożliwia się odliczenie okresu opieki nad małoletnim dzieckiem przy obliczaniu czasu, który upłynął od osiągnięcia określonego etapu rozwoju naukowego. I z takich rozwiązań powinniśmy korzystać, bo w ostatnich latach nacisk na efektywność nauki, na publikowanie i zdobywanie grantów jest presją demotywującą, jeśli chodzi o matki realizujące się w pracy naukowej. Ostatnie zmiany w systemie zatrudnienia zmierzają w kierunku podpisywania czasowych kontraktów i nastawienia na efektywność. W tym kontekście realizowanie macierzyństwa w wizji, jaką promowali prymas Wyszyński i Jan Paweł II jest niezwykle trudne, wręcz karkołomne.
Kilka lat temu na nieistniejącym już Wydziale Nauk Historycznych i Społecznych, powstał Zespół założony przez młode matki – naukowców, które dostrzegły potrzebę wspólnoty i wzajemnego wsparcia. Może warto skorzystać z tego dorobku?
W 2013 roku młode matki dostrzegły potrzebę wspólnoty, żeby wspierać się w codziennej pracy naukowej i osiągnięcia synergii dla uzyskania lepszego efektu i postępu w karierze naukowej. Pierwsze reakcje na taką grupową aktywność matek nie były pozytywne – były uśmiechy i komentarze, że matki będą „dyskutować o pieluchach”. Tymczasem okazało się, że to przynosi wymierne efekty. Zrealizowano sześć międzynarodowych konferencji naukowych i wydano siedem monografii naukowych, właśnie o kobietach w nauce i w przestrzeni publicznej, braku równości w wynagrodzeniach przy tych samych kwalifikacjach i innych ważnych społecznie kwestiach z obszaru równości praw kobiet i mężczyzn. Zrealizowano kilka cennych projektów badawczych, także międzynarodowych badań porównawczych, utrwalono wzorce współpracy międzynarodowej. Przychylność ówczesnych władz dziekańskich sprzyjała podejmowanym inicjatywom. Chciałabym podziękować dr hab. Tadeuszowi Kamińskiemu i dr Klaudii Śledzińskiej za ich postawę i wiarę w realizację zamierzeń Zespołu ds. Dobrych Praktyk. Być może czas tej inicjatywy się wyczerpał, ale to nie znaczy, że problem przestał istnieć. Są to istotne kwestie także dla naszego środowiska uniwersyteckiego.
Wiem, że na naszym Uniwersytecie są kobiety z kilkorgiem dzieci, którym udaje się łączyć pracę naukową z życiem rodzinnym.
To prawda, mamy naukowców tworzących prawdziwie duże rodziny, np. z pięciorgiem dzieci. O większych nie wiem, ale być może są? Pozostaje jednak pytanie – jakim kosztem to osiągają? Praca w długotrwałym stresie i przeciążeniu nikomu nie służy. Pandemia jeszcze uwypukliła ten problem. Rzeczywistość pracy zdalnej otoczyła nas na tyle silnie, że wszyscy, podświadomie też, jesteśmy nastawieni na to, żeby być cały czas aktywni, dostępni. W praktyce wygląda to tak, że wyznacza się spotkanie o dowolnej godzinie, bo i tak jesteśmy wszyscy w domach. Są oczekiwania, że zlecone zadanie będzie zrealizowane już następnego dnia. Tymczasem człowiek, żeby pracować efektywnie potrzebuje też czasu dla siebie. Dobrostan psychofizyczny ma znaczenie dla efektywności pracy. Dajmy sobie przestrzeń na możliwość realizowania życia prywatnego, rodzinnego. Jeżeli zależy nam na uzyskaniu wysokich wskaźników efektywności pracy i podnoszeniu jej jakości nie powinniśmy zapominać, że pod taką presją uzyskamy najprawdopodobniej efekt przeciwny.
Chciałabym jednak podkreślić, że, jak mówił nasz Patron, kardynał Stefan Wyszyński: aspiracje społeczne współczesnych kobiet muszą być przez Kościół i duchowieństwo właściwie rozumiane i oceniane. I nie może być to elementem żartu i dowcipu czy też, jak mówił, jakiejś przewagi władczej instynktu męskiego.
Aby dokonała się zmiana potrzebna jest wiedza na temat problemu, w tym zakresie wiadomości dostarcza prowadzona na bieżąco ewidencja i publikacje twardych ilościowych danych statystycznych. Nie mniej istotne są próby działań podejmowane wewnątrz środowiska akademickiego. Oddolny ruch budzenia świadomości i atmosfer współpracy, tworzenia warunków umożliwiających spełnianie się kobiet na polu nauki, sprzyjają zmianom. To, że miałyśmy szansę odbyć tę rozmowę jest jej elementem.
rozmawiała Alicja Wysocka
dr OLGA KOTOWSKA-WÓJCIK, socjolog z Wydziału Społeczno-Ekonomicznego, koordynatorka Zespołu ds. Dobrych Praktyk, w tym koordynatorka cyklu międzynarodowych konferencji naukowych organizowanych przez ww. Zespół pod wspólnym hasłem „Kobieta w nauce”, członkini Polskiego Towarzystwa Socjologicznego.