O tym, czy można mieć skuteczną strategię wobec nowego wirusa mówi prof. Andrzej Fal, dziekan Wydziału Medycznego Collegium Medicum UKSW
Panie Profesorze, w walce z pandemią świat stosuje różne strategie, ale chyba najbardziej znane to włoska, szwedzka i brytyjska. Która jest najbardziej skuteczna?
Scenariusz brytyjski, zakładający pełną kontaktowość społeczną, pojawił się na początku pandemii, ale szybko się z niego wycofano, bo się nie sprawdził. We Włoszech działania podjęto zbyt późno. W tych krajach, a szczególnie w Wielkiej Brytanii, do dzisiaj szybko rośnie liczba zarówno chorujących, jak i zmarłych. Jeśli natomiast spojrzymy na Szwecję, to na podstawie ostatnich tygodni możemy ostrożnie mówić o pewnym sukcesie, ale czy to jest już zwycięstwo, dowiemy się dopiero za kilka lat. Problem polega na tym, że w Polsce, uwzględniając ostatnie statystyki, mamy około 90 zgonów na milion mieszkańców, podczas gdy w Szwecji na każdy milion przypada ponad 600 zgonów. Tak więc model szwedzki ma swoje bardzo poważne wady. Czy ich strategia w dłuższej perspektywie okaże się korzystniejsza i lepiej wyhamuje pandemię? W medycynie, a zwłaszcza w epidemiologii, pierwsza rzetelna ocena skuteczności działań jest możliwa dopiero po kilku latach, gdy się pojawią analizy w skali evidence-based medicine, czyli mówiąc w skrócie – dowody naukowe.
Do którego modelu Polsce najbliżej? A może mamy własny?
W obliczu pandemii wydarzenia wyprzedzają wszelkie teorie. Każdy patogen ma swoją dynamikę. Wirus odry rozwija się inaczej niż HIV, Covid-19 jest inny od grypy, nie da się więc opracować jakiejś jednej strategii wobec nowego wirusa. Tak naprawdę wszystko tworzy się ad hoc i jest reakcją na pojawiające się problemy. To takie rozpoznanie bojem.
Czy jednak nie da się wskazać jakiegoś elementu, który mógłby być podstawą wszystkich działań, na przykład lockdown?
Lockdown był dobrym pomysłem, zwłaszcza w pierwszej, wiosennej fali pandemii, która została zatrzymana, i to w całej Europie. Nie wolno jednak zapominać, że nasze życie jest zależne od wielu różnych czynników, dlatego zamykanie gospodarki może skończyć się tym, że po kolejnym lockdownie nie będzie czego otwierać. Ekonomia ma swoje prawa. Wydaje się, że lockdown jest świetnym narzędziem na ostro, natomiast nie jest narzędziem, do którego można sięgać często i wielokrotnie.
Wydaje się, że w walce z koronawirusem wszystkie siły medyczne zostały zauważone i zagospodarowane. Jak na tym tle wygląda sytuacja studentów medycyny i pielęgniarstwa?
Moim zdaniem należałoby systemowo zachęcić i zaprosić studentów ostatnich lat do pomocy na pierwszej linii, to znaczy w szybkiej diagnostyce czy triażach w Podstawowej Opiece Zdrowotnej. Wielu kolegów studentów już to robi. Podkreślam, że to powinno być zaproszenie i zachęcenie, a nie zmuszanie. Niestety, kadry zaczyna brakować, a pacjentów przybywać. Lekarze, pielęgniarki, ratownicy medyczni też chorują. Zasoby ludzkie w walce z SARS-CoV-2 są najistotniejsze i ich zmniejszenie nie może zostać zrekompensowane liczbą łóżek czy respiratorów. Na UKSW mamy dopiero dwa roczniki medycyny. Myślę, że dla niższych roczników zawsze znajdzie się miejsce w wolontariacie opiekuńczo-medycznym.
Wróćmy jeszcze do strategii: co Pan Profesor radzi, jeśli chodzi o podejście do pandemii w wymiarze indywidualnym?
Każda choroba zakaźna wymaga izolacji, dystansu, dezynfekcji, a jeśli jest przenoszona drogą kropelkową, również zasłaniania ust i nosa. Wiemy to mniej więcej od 250 lat i od tego czasu, jeśli chodzi o ochronę społeczeństw, nie wymyślono nic nowego. Tylko długotrwała immunizacja społeczna, czyli szczepienie powoduje marginalizację populacji niektórych wirusów, jednak większość z nich towarzyszy nam przez dziesiątki i setki lat. Grypa, która jest z nami prawdopodobnie od ok. 1400 roku, jest tego doskonałym przykładem. To stary – chciałoby się rzec – obłaskawiony wirus, który jednak nadal w określonych przypadkach powoduje zgony. W ubiegłym roku w Polsce mieliśmy 3,5 mln przypadków z rozpoznaną grypą lub kwalifikowanych jako objawy grypy. Pytanie, kto się przejął tą informacją?
Z Covidem będzie podobnie?
To jest nowy, nieobłaskawiony wirus. Przyciąga większą uwagę, i tak powinno być. Nie powinien jednak wywoływać paniki i strachu.
Pan Profesor nie boi się zakażenia?
Od 15 marca moja klinika jest kliniką jednoimienną. Mamy pacjentów tylko i wyłącznie chorujących na Covid-19, i to chorujących ciężko, bo jako pulmonolodzy przyjmujemy ciężkie przypadki z innych szpitali. Obcowanie z tą chorobą jest naszą codziennością, więc trudno się ciągle bać. Natomiast trzeba zachowywać rozsądek i to dotyczy nie tylko personelu medycznego. Nie trzeba się bać, ale też nie szarżować i nie „kozakować”. Pokazywanie, że wirus się kogoś nie ima, dlatego chodzi bez maseczki, to zwykła głupota i skrajna nieodpowiedzialność. Bo jeśli jest się bezobjawowym nosicielem, to zaraża się ludzi wokół. To dotyczy tak samo Covida-19, jak i grypy.
Zapytam przewrotnie: czy są jakieś pozytywne skutki tej pandemii?
Przede wszystkim to, że przypomnieliśmy sobie o higienie i profilaktyce zdrowotnej. Niedawno byłem w muzeum Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca w Genewie i tam widziałem dwa piękne polskie akcenty. Jednym z nich jest plakat Klubu Wiewiórka – programu z lat 70. ubiegłego wieku propagującego mycie zębów wśród dzieci. Do dzisiaj ten program jest uważany za jeden z najlepszych programów profilaktycznych. Profilaktyka i higiena są niezbędne, szczególnie że żyjemy w coraz bardziej zanieczyszczonym i zatłoczonym środowisku. Może więc paradoksalnie dodaną wartością tej pandemii będzie powrót do powszechnego mycia rąk, używania chusteczek podczas kichania i prowadzenia bardziej zdrowego stylu życia.
rozmawiała Alicja Wysocka
Dr hab. n. med. prof. uczelni Andrzej Fal jest dziekanem Wydziału Medycznego Collegium Medicum UKSW i szefem Kliniki Alergologii, Chorób Płuc i Chorób Wewnętrznych Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA w Warszawie.