Przejdź do treści

Miejsce kształcenia wolnych ludzi

mazur minSprowadzenie „kariery naukowej” do liczby zdobytych punktów przypomina chiński system oceny wartości społecznej obywateli – mówi ks. prof. Piotr Mazurkiewicz, laureat Nagrody Rektora UKSW.

Odbierając Nagrodę Rektora UKSW odwołał się Ksiądz Profesor do bliskiej beatyfikacji kardynała Wyszyńskiego. Wymowna jest również data święceń kapłańskich, które Ksiądz Profesor przyjął dokładnie w 7. rocznicę śmierci Prymasa. Na ile obecna jest jego postać w życiu osobistym i akademickim Księdza Profesora?

Księdza Prymasa Wyszyńskiego pamiętam z czasu moich studiów, to znaczy z lat 1978-1981. Uczestniczyłem we Mszach św. sprawowanych przez niego w kościele św. Anny czy w katedrze. Słuchałem jego kazań. Raz zdarzyło się, że zawieziono mnie do Choszczówki, gdzie Kardynał właśnie wypoczywał. Cieszył się wielkim autorytetem, a zarazem w bezpośrednim kontakcie był bardzo ciepłym człowiekiem. Czytałem także dostępne teksty kazań Prymasa. Pamiętam, że pewnego razu na zajęcia z nauk politycznych na Politechnice Warszawskiej poszedłem „uzbrojony” w tekst encykliki Pacem in terris Jana XXIII i broszurę z „Kazaniami świętokrzyskimi” kard. Wyszyńskiego. Był to już rok 1980 i my, niepokorni studenci, próbowaliśmy „nawracać” komunistycznych politruków, którzy prowadzili dla nas zajęcia. W międzyczasie była papieska pielgrzymka i strajki, a potem pogrzeb Prymasa i stan wojenny. Pamiętam długą kolejkę do kościoła seminaryjnego osób, które chciały oddać mu ostatni hołd, a potem pogrzeb na ówczesnym placu Zwycięstwa. Często odwiedzam kaplicę Prymasa w katedrze warszawskiej. Obok sarkofagu znajduje się tam fotografia kardynała, taka sama jak ta, którą w tamtych latach nosiłem jako zakładkę w Biblii. Prymas spogląda wzrokiem przenikliwym i zarazem zatroskanym; jakby wyraźnie czegoś oczekiwał od patrzącego.

 

Święci są dla nas wyzwaniem…

Ksiądz kard. Wyszyński należy do grona kilku świętych, których spotkałem osobiście. Obok św. Jana Pawła II, bł. ks. Jerzego Popiełuszki, którego po raz pierwszy spotkałem w św. Annie, a potem na strajkach studenckich, św. Matki Teresy z Kalkuty, którą miałem możliwość widywać, będąc przez kilka lat spowiednikiem sióstr Misjonarek Miłości, czy Shahbaza Bhatti, pakistańskiego ministra, z którym rozmawiałem w Strasburgu na dwa miesiące przed tym, jak zginął w zamachu. Obecnie toczy się jego proces beatyfikacyjny. Dziś Kościół znajduje się w kryzysie i można odnieść wrażenie, że więcej jest w nim zła niż dobra. Ale można na te kwestię spojrzeć z odmiennej perspektywy. W tym samym Kościele rodzą się nowi święci, a kto spotkał ich na swojej drodze, niejako nie ma wymówki: musi brać z nich przykład. Ów przenikliwy wzrok Prymasa ciągle mi o tym przypomina.

mazurkiewicz 1

 

W kontekście zbliżającej się beatyfikacji bardzo często padają pytania o aktualność postawy i nauczania Patrona naszego Uniwersytetu – w czym i jak można go naśladować?

Po pierwsze, przypomina o tym, że można w życiu iść pod prąd. Czasem trzeba za to zapłacić osobistym cierpieniem, może nawet pozbawieniem wolności. Nie trzeba jednak pragnąć łatwego życia, tym bardziej, że w naszym pokoleniu ryzykowaliśmy na ogół jedynie majątkiem albo pozycją społeczną, a nie życiem. Przemawiając do studentów na KUL-u, w październiku 1979 r. Prymas powiedział: „Może nawet wolelibyśmy, aby mniej było studentów, by ci, którzy tu studiują, byli świadomi, że w dążeniu do awansu społecznego trzeba pić kielich. Chrystus zapewnił swoich petentów: Będziecie pili kielich (Mt 20,23). (…) będziecie pili ten «kielich» nie tylko dlatego, aby zdać taki czy inny egzamin, czy też mieć zaliczony rok. Ale będziecie pili ten «kielich» dlatego, aby kształtować i rozwijać swoją osobowość i to nie tylko od strony czysto intelektualnej, by wykazać się sprawnością w zakresie jakiegoś działu wiedzy. To jest dużo, ale to nie jest wszystko. Trzeba jednocześnie rozwijać sprawność moralną, duchową, sprawność woli i uczuć”. Sumienie ważniejsze jest niż kariera.

Po drugie, Prymas Wyszyński był osobowością wewnętrznie zintegrowaną. Nie było w nim dwóch nurtów życia: prywatnego i tego na pokaz. Starał się żyć zgodnie z tym, czego nauczał. Pytania zatem, jakie niekiedy stawiane są w prasie pod adresem księży: „kim jesteś naprawdę?”, w jego przypadku są całkowicie nie na miejscu.

Po trzecie, kardynał Wyszyński był realistą. Starał się rozwiązywać problemy w sposób zgodny z Ewangelią, ale wolny od ideologii. Stąd próba porozumienia się z komunistami.

Po czwarte, Prymas był wielkim patriotą. Troszczył się o Kościół w Polsce, a zarazem także o naród. Widać to na przykład w jego argumentacji przeciwko aborcji, w której obecne są nie tylko argumenty etyczne, ale również praktyczne, dotyczące liczebności narodu polskiego koniecznej do tego, aby Polska przetrwała między Rosją a Niemcami.

Po piąte, możemy się od niego uczyć szacunku dla kobiety. W notatkach Kardynała możemy odnaleźć tekst tłumaczący, dlaczego zawsze wstaje, gdy do pokoju wchodzi kobieta. Tymczasem sceny, jakie niekiedy można zaobserwować na pętli autobusowej przy ul. Wóycickiego, tuż przy naszym kampusie, wydają się przeciwieństwem postawy Prymasa.

 

Podczas inauguracji roku akademickiego w 1972 roku na Akademii Teologii Katolickiej, z której wyrósł nasz Uniwersytet, Prymas Wyszyński powiedział, że „Nauka to wielka pani i trzeba jej służyć na kolanach, cierpliwie i całym życiem”. Czy dzisiaj, po tylu reformach nauki, dostosowywania systemu kształcenia do standardów europejskich i światowych, te słowa mogą inspirować?

Należy zauważyć, że zachodnie standardy nie zawsze są najlepsze. Matematyka czy fizyka, a w związku z tym także technika, są uniwersalne. Ale jaki jest zachodni standard na przykład w zakresie filologii polskiej czy historii Europy Środkowej? Z kolei nauki społeczne na Zachodzie zdominowane są przez neomarksizm. Nie przypadkiem Parlament Europejski domagał się ostatnio przedefiniowania instytucji małżeństwa czy uznania aborcji za prawo człowieka. Dzieje się to w oparciu o tzw. najnowszy stan wiedzy naukowej. W rzeczywistości jednak nie chodzi o stan wiedzy, tylko o stan ideologii, która zastąpiła autentyczną wiedzę. Warto pamiętać, że w przeszłości za naukowy uchodził rasizm czy eugenika.

Druga rzecz, to komercjalizacja wiedzy. Polityka pomyślana naukowo miała – zgodnie z przekonaniem Marksa – zapewnić człowiekowi postęp. Świat polityki, który finansuje badania, domaga się od instytucji naukowych narzędzi, które zapewniają postęp. Nie chodzi tu jednak o postęp integralny, tak, jak go rozumie Kościół, ale o postęp materialny: gospodarczy i technologiczny. Chodzi o „gospodarkę opartą na wiedzy”. Można powiedzieć, że wszystko jest w porządku, bo cóż złego w tym, że ludzie są bogatsi? Problem w tym, że gospodarka wolnorynkowa pogłębia przepaści między bogactwem, które samo się powiększa, a ubóstwem, które sama wytwarza, traktując niektórych ludzi, czy całe grupy społeczne niczym odpady. Następuje koncentracja kapitału w rękach nielicznych, a w konsekwencji także koncentracja władzy, która nie ma nic wspólnego z demokratycznymi standardami. Komercjalizacja wiedzy dotyczy także nauk społecznych czy filozoficznych, których zadanie próbuje się sprowadzić do uzasadniania istniejących stosunków władzy oraz do moralnego „rozbrajania” społeczeństwa w obliczu celów ideologicznych, jakie sobie ta władza stawia. Sprowadzenie „kariery naukowej” czy pozycji naukowej instytutu do liczby zdobytych punktów przypomina chiński system oceny wartości społecznej obywateli. Kto chwali system idzie do góry, kto podaje go w wątpliwość, otrzymuje punkty karne. Skojarzenie jest jedno: jeśli ktoś koniecznie chce zbierać punkty, to powinien założyć sobie kartę lojalnościową w dyskoncie czy na stacji benzynowej.

 

Ksiądz Profesor postrzega swoją obecność w nauce w obszarze szeroko rozumianych artes liberales, to znaczy jako służenie wolności człowieka, poprzez zdobywanie edukacji.

W wystąpieniu podczas uroczystości wręczenia nagrody rektorskiej odwołałem się do książki Patrick’a J. Deneena „Dlaczego liberalizm zawiódł?”. Zwraca on uwagę, że liberalizm przedefiniował kategorię wolności. O ile w świecie przednowożytnym wolność była cechą wewnętrzną człowieka, którą zdobywało się poprzez nabycie umiejętności wyrzeczenia i samodyscypliny, o tyle w świecie nowożytnym wolność rozumie się najczęściej jako autonomię i brak zewnętrznych ograniczeń. W samym pojęciu artes liberales zawiera się słowo „wolność”. Sztuki te nazywają się wyzwolonymi, gdyż zapewniają człowiekowi mądrość, konieczną do tego, aby być wolnym. Chodziło zatem o edukację, poprzez którą człowiek zdobywa umiejętność rządzenia sobą. Akademia była miejscem kształcenia wolnych ludzi. Podobnie mówi Ewangelia: „Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” (J 8,31). Człowiek, poprzez nabywanie wiedzy, nie tyle o świecie zewnętrznym, ile o samym sobie i sposobie zdobywania władzy nad sobą, staje się wolnym człowiekiem. Gdy porównamy tę, obecną już w antycznej Grecji, koncepcję wolności ze współczesną, zaczynamy rozumieć jak bardzo myślenie o byciu wolnym człowiekiem uległo zmianie. W antyku czynienie tego, na co ma się ochotę, podobnie, jak zdobywanie praktycznych umiejętności, charakteryzowało niewolników, zaś człowiek wolny robił to, co czynić należało. Wolny zatem, to ten, kto – mówiąc słowami Norwida – „wziął nad sobą panowanie”. Zdobycie takiej wolności wymagało edukacji. Dzisiaj, jak się wydaje, uniwersytety rzadko oferują tego rodzaju edukację. Nastawione są nie tyle na przekazywanie wiedzy „użytecznej” studentowi w procesie formacji, ile na kompetencje praktyczne cenione na rynku pracy, a zatem na to, co będzie mu „użyteczne”, gdy chodzi o możliwość nie tyle dobrego, ile wygodnego życia.

 mazurkiewicz 2

W jakim momencie rozwoju jesteśmy jako społeczeństwo, patrząc z perspektywy politologa, analizującego procesy społeczne z uwzględnieniem szeroko pojętej kultury oraz teologii?

Wydaje się, że jako Europa znaleźliśmy się w punkcie krytycznym, w lotnictwie nazywa się to point of no return. Wyrażenie to oznacza, że jeśli samolot natychmiast nie zawróci, zabraknie mu paliwa i już nigdy nie wróci do bazy. Liberalizm połączony z sekularyzacją objawia dziś swoją prawdziwą twarz. Myślę tu o utowarowieniu człowieka, przede wszystkim kobiet i dzieci. Spójrzmy na in vitro, surogację, aborcję, eutanazję, eksperymenty na ludzkich embrionach, niewolnictwo seksualne – to są formy eksploatacji człowieka zalegalizowane w wielu zachodnich państwach. Zwróćmy uwagę na przemysł aborcyjny, reprezentowany np. przez Planned Parenthood. Abortowanie 65 milionów dzieci w Stanach Zjednoczonych abp Charles Chaput nazwał największą zbrodnią w historii Ameryki. Pomyślmy o koncentracji władzy, jaka ujawniła się na przykład przy okazji pandemii, o nowych formach cenzury prewencyjnej w mediach społecznościowych. Wydaje się, że dalej jest już tylko społeczeństwo post-ludzkie. Problemem jest błąd antropologiczny wbudowany w filozofię liberalną. Zakłada ona, że społeczeństwo składa się z dorosłych, racjonalnych i zdolnych do moralnych decyzji jednostek. Nie ma w nim miejsca dla dzieci, osób starych czy niepełnosprawnych.

U Hobbes’a ludzie wychodzą z ziemi niczym grzyby po deszczu, bez jakiegokolwiek związku z innymi ludźmi. Pozbawieni rodziców, rodzeństwa, bliźnich, a zatem także przyrodzonych obowiązków. Dziś można by dodać: wyzwoleni także od ograniczeń biologicznej natury. Aby zapewnić autonomię tak skonstruowanym jednostkom, potrzebna jest silna władza państwowa. Liberalizm zatem prowadzi do etatyzmu. W imię ideologicznie rozumianej wolności konieczne jest wprowadzanie coraz dalej idących prawnych ograniczeń wolności dla ludzi nieprawomyślnych.
Społeczeństwo tak zorganizowane nie jest jednak stabilne. Przypomnijmy, że nigdy w historii naszej cywilizacji związki jednopłciowe nie były legalną instytucją prawną. Nawet Grecy, którzy nie byli w tej dziedzinie zbyt rygorystyczni, zdawali sobie sprawę, że rodzina oparta na małżeństwie jednego mężczyzny i jednej kobiety jest podstawą życia społecznego. Kto atakuje instytucję rodziny, atakuje państwo. Część mojego życia przeżyłem w państwie komunistycznym ufundowanym na błędzie antropologicznym. Dane mi było także obserwować jego upadek. Podobnie będzie ze światem, w którym dzisiaj żyjemy. Nie wiemy, co go zastąpi i nie mamy gwarancji, że nowe będzie lepsze, ale nie wszystkie możliwe scenariusze są pesymistyczne. Być może ludzie raz jeszcze otrząsną się z ideologicznego snu i powrócą na drogę realistycznego myślenia. Chrześcijaństwo charakteryzuje umiarkowany optymizm, gdy chodzi o patrzenie na sprawy tego świata.

rozmawiała Alicja Wysocka

 

 

26 lipca 2021