Po 13 grudnia 1981 r. życie przeniosło się z Uczelni do konspiracji, a zajęcia zostały zawieszone – wspominają wydarzenia sprzed czterdziestu jeden lat ówcześni studenci Wydziału Filozofii Chrześcijańskiej Akademii Teologii Katolickiej, poprzedniczki UKSW.
Prof. dr hab. Robert Piłat, Instytut Filozofii UKSW: – Na miesiąc przed wprowadzeniem stanu wojennego, w listopadzie 1981 r., ATK przyłączyła się do ogólnopolskiego strajku akademickiego, w geście solidarności wobec studentów Wyższej Szkoły Inżynierskiej w Radomiu. Nie byłem członkiem Niezależnego Zrzeszenia Studentów, ale, jak wielu moich kolegów, uważałem, że należy wziąć w strajku udział. Sam pracowałem nad redakcją postulatów, nie tylko politycznych. Chcieliśmy mieć większy wpływ, na program studiów. Atmosfera na Dewajtis była niepowtarzalna. Budynek pełen ludzi, krążyły ulotki NZS-u. Protestowaliśmy, ale zarazem dobrze bawiliśmy się w swoim gronie. Mieliśmy poczucie, że obejmujemy uczelnię we władanie. Roznosiliśmy bibułę, toczyły się niekończące dyskusje między studentami.
Prof. Grzegorz Pyszczek, socjolog z Akademii Pedagogiki Specjalnej: W strajku wzięło udział ponad stu studentów trzech ówczesnych wydziałów: Filozofii Chrześcijańskiej (w tym psychologii), Teologii (w tym muzykologii, historii sztuki i archeologii) oraz Prawa kanonicznego. Toczyło się bujne życie. Odbywały się koncerty, wykłady. Nasze znajomości ze strajku trwają do dzisiaj. Drukowano i kolportowano uczelnianą gazetkę „Wiadomości z lasu”. Trzeba przyznać, że wtedy okolice ul. Dewajtis było znacznie bardziej dzikie niż obecnie…
Prof. Piłat: Opuściliśmy strajk na ATK, by z kolegami wspierać protest studentów z Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarniczej (nie zgadzali się, by wysyłano ich do tłumienia protestów – JH). Sterczeliśmy pod oknami ich uczelni na mrozie, choć, rzecz jasna, nie odnosiło to żadnego skutku. Tej nocy, której tam byliśmy, antyterroryści dokonali desantu i spacyfikowano protest. Smutne to były dni. Zgasły nadzieje, że uda się coś wskórać.
Prof. Pyszczek: W czasie strajku dzieliliśmy się ze studentami Szkoły Pożarniczej darami, jakie dostawaliśmy z Zachodu, odwiedzaliśmy też studentów z AWFu. Wszystkie nasze trzy uczelnie były z Żoliborza (nie było jeszcze wówczas dzielnicy Bielany – JH). Wkrótce ogólnopolski strajk akademicki został zawieszony, zaś wielu studentów warszawskich uczelni, w tym ja z kolegami, przeniosło się na Politechnikę Warszawską, by kontynuować strajk. 12 grudnia, parę minut przed północą przestały działać telefony. Poszliśmy pod siedzibę Zarządu Regionu Mazowsze, a tam była już milicja. O 6 rano, po ogłoszeniu stanu wojennego, rektor Politechniki Warszawskiej poprosił studentów o opuszczenie budynku.
Prof. Piłat: Od dłuższego czasu na ulicach panowała wzmożona obecność tzw. służb. Widać było że coś szykują. Ale dla mnie stan wojenny, który przerwał karnawał „Solidarności”, był jednak zaskoczeniem. 13 grudnia pamiętam doskonale. Przemówienie Jaruzelskiego, powtarzane na okrągło, przez cały dzień, wyjaśniało sprawę. Piechotą, w kopnym śniegu, brnąłem ze Śródmieścia, gdzie wynajmowałem mieszkanie, do mieszkających na Woli rodziców, by sprawdzić czy wszystko z nimi w porządku.
Wspomnienie 13 grudnia? Nieustanne wędrowanie po mieście, przedzieranie się przez zaspy. Wozy opancerzone na ulicach. Widok grzejących się przy koksownikach żołnierzy. Byli absolutnie wszędzie…
Prof. Pyszczek: Zorganizowane w użyczonej ATK sali przy kościele św. Barbary, spotkanie studentów, zgromadziło, a był 15 lub 16 grudnia, kilkadziesiąt osób. Przyjechała milicja, aresztowała kilkanaście osób, z czego większość wypuszczono, część skazano na karę grzywny. Kilka osób skazano jednak na kilka miesięcy więzienia za udział w nielegalnym zgromadzeniu. Pamiętam jak milicjant znęcał się nad kimś mówiąc: „Jesteś z ATK to klękaj i zmów Ojcze nasz”. I uderzył go. Chcieli nas przestraszyć.
Prof. Piłat: Zaczęło się niekończące „namawianie się” co robić w różnych gronach. Po domach, kościołach. Bo wciąż nie mieliśmy zajęć na uczelni. Nie od razu rozmawialiśmy o tym, jakie akcje przedsięwziąć. Zbieraliśmy pieniądze na pomoc internowanym. Opłacaliśmy adwokatów broniących skazanych. To było charakterystyczne dla tamtej chwili: każdy chciał coś zrobić, pomóc. Pamiętam ludzi oddających obrączki ślubne!
Dzieliliśmy się informacjami o losie bliższych i dalszych znajomych. Zastanawialiśmy się, co teraz zrobią nasi przyjaciele, którzy wyjechali za granicę (w tym „złotym” okresie, jesienią 1981, gdy stosunkowo łatwo można było dostać paszport), a teraz nie mogli wrócić.
Prof. Pyszczek: Wielu z nas zaczęło działać, ale już nie w strukturach uczelnianych. Zaś na ATK, pod pozorem studiowania, pojawili się, by wkrótce potem zniknąć, dziwni nowi studenci. Pilnie notowali, ale na pewno nie treść wykładów. Władzy zależało na tym, byśmy się bali. W grudniu 1982 w Pałacu Mostowskich (w PRL – siedziba komendy stołecznej milicji- JH)) przeprowadzono ze mną rozmowę ostrzegawczą w sprawie NZSu.
Prof. Piłat: Po demonstracji 31 sierpnia 1982 r. spędziłem miesiąc w więzieniu. Prorektor ks. prof. Helmut Juros, dostawał zawiadomienia z SB, żeby wyciągnąć wobec mnie konsekwencje, ale po wyjściu z więzienia mogłem bez przeszkód powrócić na studia. Miałem 22 lata, gdy zaangażowałem się w drukowanie i kolportaż bibuły. Do dziś nie znam nazwisk osób, które do mnie wtedy przychodziły. Znałem tylko pseudonimy. Przez jakiś czas w wynajmowanym przeze mnie mieszkaniu, zbierała się redakcja „Tygodnika Mazowsze”.
Co zapamiętałem z tych pierwszych dni stanu wojennego? Początkowo dominujące, przynajmniej w moim przypadku, było nie przygnębienie, rezygnacja. Spekulacje co będzie dalej i jak długo potrwa, przyszły później. Na razie był zryw, mobilizacja. To była powszechna atmosfera, dużo rzeczy odczuwaliśmy wspólnie i robiliśmy wspólnie. Wciąż spotykaliśmy się w gronie kolegów z uczelni. Chcieliśmy zbierać się i gadać po całych nocach. Chodziło o to, by robić cokolwiek, być pożytecznym.
Notowała Joanna Herman