Rozmowa z dr hab. Katarzyną Chrudzimską-Uherą, prof. ucz. kierowniczką Katedry Sztuki Nowoczesnej i Współczesnej w Instytucie Historii Sztuki UKSW.
Pani Profesor, po co nam sztuka?
Dr hab. Katarzyna Chrudzimska-Uhera, prof. ucz.:
Odpowiedź na to pytanie będzie różna, w zależności od tego czy zada je Pani twórcy, odbiorcy, badaczowi, a może kolekcjonerowi czy inwestorowi patrzącemu na dzieła jak na lokatę kapitału… Zaryzykuję jednak tezę, że wszyscy oni stwierdziliby, że sztuka jest niezbędna, że bez sztuki nasza codzienność jest niepełna, pozbawiona istotnego komponentu. Dla mnie – jako badaczki – sztuka jest przede wszystkim językiem. Za jego pomocą artystki i artyści zapisują swoje emocje, zachwyty ale też krytyczne oceny, nierzadko ostrzeżenia. Te komunikaty my, odbiorcy, mamy szansę odczytać i przemyśleć. Czasem wzbudzą one przyjemność, czasem skłonią do refleksji, bywa że zaszokują. To dobrze. Sztuka nie powinna bowiem zostawiać nas obojętnymi. Historia przekonuje, że w różnych epokach człowiek miał ogromną potrzebę wiary w moc sprawczą sztuki w to, że piękno wpływa na nasz dobrostan. Między innymi dlatego właśnie sztuka wywołuje tak silne reakcje, kontrowersje, gorące spory. Warto pamiętać, że nie jest to specyfika naszych czasów – tak było zawsze, o czym historycy sztuki, muzealnicy i kuratorzy doskonale wiedzą. Dlatego notujemy fakty, spisujemy nazwiska, staramy się złożyć je w spójny obraz, z którego każdy – na własny użytek – może czerpać wiedzę, przyjemność obcowania z arcydziełami, refleksję i wzruszenie.
Teraz w czasach Internetu, chyba każdy może być „twórcą”, mając subskrybentów, odbiorców?
Można powiedzieć, że każdy człowiek jest twórcą. Przecież codziennie kształtujemy rzeczywistość wokół nas, nawet wykonując – zdawałoby się banalne, domowe czy zawodowe obowiązki. Potrzeba tworzenia jest wpisana w naturę człowieka, to ona (z nieodłączną nam ciekawością i niezbędną krztyną lenistwa) zadecydowała o tzw. postępie cywilizacyjnym. Możemy się jednak zastanowić, czy każdy jest (i może być) artystą. Mówimy wprawdzie o „matematycznych geniuszach”, potrafimy apetyczny, wypieczony bochenek chleba nazwać „arcydziełem”, ale czy jego twórcę określilibyśmy mianem artysty? W języku potocznym, mówiąc o artyście, chcemy myśleć o jakimś „wyższym poziomie” twórczości, mamy przed oczami romantyczny model twórcy-demiurga, geniusza stojącego ponad „zwykłymi” zjadaczami chleba.
Jak więc ocenić wartość dzieła „twórcy” czy „artysty” i na jakiej podstawie? Kanonów, kryteriów?
Jeśli pyta Pani o sztukę współczesną, to każdy odbiorca powinien ją oceniać samodzielnie. Do pomocy ma teksty kuratorskie i wypowiedzi samych twórców i twórczyń. Może zapoznać się z intencjami, przesłaniem, jakimś szerszym kontekstem dzieł oglądanych w galerii czy wydarzeń, w których uczestniczy. To wymaga pewnego wysiłku, ale przede wszystkim dobrych chęci, otwartości i zaufania – przekonania, że sztuka współczesna niesie wartościowe przesłanie, komunikat, który warto jest odebrać.
W przypadku sztuki dawnej sytuacja jest w pewnym stopniu prostsza. Dzieła ujęte są w kanony, opisane w podręcznikach, zgromadzone w salach muzealnych. Widz ma komfort obcowania z czymś znanym, tutaj trudno o zaskoczenie. Nasz komfort może jedynie zaburzyć nadmiar artefaktów. Wizyta w muzeum wymaga przecież czasu i całkiem niezłej kondycji!
W muzeach możemy, jako odbiorcy, czerpać przyjemność z obcowania z arcydziełami, o których wiemy, że są wartościowe, a więc nasz zachwyt nimi jest uzasadniony! Wiemy to dzięki opiniom ekspertów – historyków i krytyków sztuki, których autorytetu nie kwestionujemy. Tymczasem współcześnie te tradycyjne kanony i systemy kryteriów coraz częściej są rewidowane. Dobrym przykładem tych procesów jest rozwój badań nad twórczością kobiet. Nie polega on jedynie na dopisaniu artystek do istniejącego spisu nazwisk, ale wymaga zmiany kanonu, uwzględnienia nowych kontekstów oceny i interpretacji obecności kobiet w życiu artystycznym kolejnych epok, a także poznania przyczyn ich nieobecności na kartach historii sztuki. Pociąga to za sobą konieczność zmian metodologicznych. Takim przewartościowaniom nasza dyscyplina (historia sztuki) jest poddawana już od dłuższego czasu.
Artysta, który coś tworzy robi to dla przede wszystkim dla siebie. Albo trafi tym w gusta odbiorców albo nie. Czy to artysta kształtuje gusta, czy raczej wpisuje się w nie?
Jeśli dobrze Panią rozumiem, artysta, czy artystka tworzą „przede wszystkim dla siebie” w tym sensie, że poprzez sztukę wyrażają samych siebie. To prawda, ale nie mogą tworzyć wyłącznie dla siebie, bo bycie „artystą plastykiem” nie oznacza tylko pasji i powołania. To też zawód. A sztuka to nie tylko natchnione dzieła przeznaczone dla koneserów, ale też np. sztuka użytkowa, piękne i funkcjonalne projekty służące na co dzień. Sztuka, to wreszcie, dobra lokata kapitału i narzędzie budowania prestiżu. Dzieła sztuki zdobiące wnętrza biur, urzędów, rezydencji czy całych dzielnic podnoszą wartość nieruchomości, budzą zaufanie do marki czy osoby. Dotykamy tu skomplikowanych problemów rynku sztuki, popytu i podaży, ale też oficjalnego mecenatu państwa, władzy. Te mechanizmy towarzyszyły artystom i sztuce od dawnych czasów, dla twórców mogą być zarówno szansą jak i zagrożeniem. Idealną sytuacją jest, kiedy artysta pozostając wierny sobie, znajduje nabywców dla swoich dzieł. Z reguły jednak wymaga to mniejszych lub większych ustępstw i kompromisów, a bywa że okazuje się niemożliwe. Znamy przecież tak wiele przypadków artystek i artystów niedocenianych i nierozumianych za życia, odkrywanych dopiero wiele lat później.
A czym jest sztuka tzw. zaangażowana?
Zawsze istnieli artyści zaangażowani, idealiści, dziś niektórych z nich można by nazwać „działaczami społecznymi”. Historia sztuki przekonuje, że różne były efekty tego ideowego zaangażowania. Konsekwencje utopijnych projektów niekoniecznie spełniały potrzeby użytkowników. Z kolei przypadki włoskich futurystów czy radzieckich konstruktywistów przypominają o niebezpieczeństwie uwikłania ideałów w polityczne interesy.
Bardzo interesującym polem do obserwacji sztuki społecznie zaangażowanej jest współczesna sztuka publiczna. Artyści wkraczają w ten wspólny obszar – przestrzeń ulic, parków, osiedli, i nie tylko prezentują w nim dzieła, ale też proponują aktywne działania, angażują lokalne społeczności, skłaniają do współudziału. Takie myślenie o przestrzeni publicznej jako agorze, płaszczyźnie dialogu – nierzadko również konfliktu i sporu – mnie bardzo odpowiada. Jako odbiorczyni otrzymuję impulsy inspirujące do namysłu, określenia własnego stanowiska, uświadomienia sobie swoich priorytetów, granic wolności i tolerancji. A jako badaczkę fascynuje mnie aktualność i potencjał tego typu działań.
A gdzie jest granica pomiędzy zaangażowaniem społecznym a szokowaniem i obrażaniem, tak, aby wzbudzić emocje?
Wywołanie emocji może łączyć się z koniecznością szoku odbiorcy. Sztuka rzadko jest wygodna. I nie myślę tylko o sztuce XXI wieku. Przypomnijmy reakcje na nagość w Kaplicy Sykstyńskiej, która ówczesnych odbiorców szokowała tak bardzo, że poważnie rozważano usunięcie malowideł Michała Anioła! Ostatecznie, uczniowi mistrza powierzono ukrycie najbardziej intymnych fragmentów pod domalowanymi draperiami. Ich wykonawca zapisał się w historii sztuki jako „majtkarz” – cóż, wątpliwa to sława, a historia wciąż aktualna. Podobne, silne kontrowersje towarzyszyły dziełom Caravaggia, Klimta, ale też publicznej prezentacji obrazu Babie lato Józefa Chełmońskiego! To, podziwiane dziś, przedstawienie leżącej na ziemi, rozmarzonej młodej kobiety o brudnych stopach, u schyłku XIX stulecia uznano za nieprzyzwoite.
Czas łagodzi kontrowersje, zmieniają się konteksty, dzieła i ich twórcy są „muzeifikowani” – włączeni w kanon, uznani za „wielkich”, zostają w jakimś sensie pozbawieni tej mocy szokowania. Warto o tym pamiętać, kiedy uczestniczymy we współczesnym życiu artystycznym. Powinniśmy samodzielnie oceniać, które obszary współczesnej sztuki uznajemy za wartościowe, a które są jedynie sensacyjnymi, nieistotnymi zdarzeniami. Przecież nie wszystkie one przejdą do historii jako arcydzieła! Ćwiczmy więc oko, wypracowujmy własne kryteria, bądźmy aktywnymi odbiorcami!
Spojrzenie na sztukę się zmienia?
Tak samo jak zmienia się spojrzenie na świat. Tak, jak zmieniają się narzędzia i sposoby odbioru i opisu rzeczywistości. Sztuka jest świadkiem swojego czasu, wypadkową różnorodnych kontekstów, nie tylko artystycznych. Jest opowieścią o człowieku i jego wyobrażeniu o świecie. Wczytywanie się w te opowieści może być fascynującą podróżą w czasie, ale i cenną refleksją nad teraźniejszością.
A czy historyk sztuki to artysta czy naukowiec?
Muszę przyznać, że bywamy traktowani jako artyści, szczególnie przez osoby spoza świata nauki. Dla wielu moich koleżanek i kolegów jest to oburzające. Historia sztuki jest dyscypliną naukową, nie artystyczną. Nasza praca ma określone, mierzalne standardy i wymogi. Jesteśmy więc naukowcami. Choć z pewnością są wśród nas i tacy, którzy mogliby być artystami!
Kierunek historia sztuki na UKSW chyba nie narzeka na brak studentów?
Na szczęście. Limity na studia u nas cały czas się wypełniają. A trzeba zaznaczyć, że w tym roku mija 70 lat historii sztuki na ATK/ UKSW. W 1954 r. powstała katedra historii sztuki sakralnej w Akademii Teologii Katolickiej. Mamy zatem bardzo długą tradycję i możemy się szczycić wieloma wybitnymi profesorami i absolwentami. Wspomnę zaledwie kilkoro wykładowców tworzących podwaliny naszego Instytutu Historii Sztuki: śp. ks. prof. Janusza Pasierba, ś.p. prof. Kingę Szczepkowską-Naliwajek, prof. Andrzeja K. Olszewskiego i prof. Zbigniewa Banię. Nasi absolwenci utożsamiają się z nami i to też jest bardzo cenne. Jako studentka, a potem wykładowczyni, zawsze ceniłam panujące w Instytucie relacje międzyludzkie i zawodowe. Nawet w podległości służbowej było tu miejsce na życzliwość, dyskusję merytoryczną ale i zwykłą rozmowę. Staramy się tę tradycję kontynuować, budując relacje mistrz-uczeń. Mistrzowie wychowują uczniów, którzy po jakimś czasie przekazują wiedzę i doświadczenie następcom.
To wyróżnia historię sztuki prowadzoną na naszej Uczelni?
Środowisko historyków sztuki nie jest duże i muszę nieskromnie powiedzieć, że jako Instytut Historii Sztuki UKSW jesteśmy doceniani i cenieni, mamy bardzo dobrą pozycję w środowisku.
Pani Profesor, ostatnio otrzymała Pani grant NPRH na realizację projektu naukowego „Kaplica-sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach, dzieje i początki kultu wizerunków Jezusa Miłosiernego wileńskiego i krakowskiego”. Skąd pomysł na takie badania?
Potrzeba napisania monografii tego sanktuarium to kolejny etap badań naukowych, który wyszedł niejako „przy okazji”. Wraz z profesor Anną Sylwią Czyż realizowałyśmy projekt naukowy dla Narodowego Instytutu Polskiego Dziedzictwa Kulturowego za Granicą POLONIKA. Inwentaryzowałyśmy i katalogowałyśmy zbiór cennych dokumentów odkrytych w Żołyni, niewielkiej podkarpackiej miejscowości. Jak się okazało – zbiór niezwykle wartościowych archiwaliów, pochodzących z pracowni rzeźbiarsko-architektonicznych kilku pokoleń rodzin Majerskich i Dąbrowskich. Wśród tych dokumentów znajdowały się projekty ołtarza głównego kaplicy-sanktuarium w Łagiewnikach. Było to ważne odkrycie, gdyż do tej pory obiekt ten pozostawał anonimowy. Zapoczątkowało to kontakty ze Zgromadzeniem Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. Kiedy okazało się, że tak istotne sanktuarium nie ma swojego monograficznego opracowania, wspólnie doszliśmy do wniosku, że warto się tym zająć. Realizacja projektu będzie pracą zespołową, opracowanie musi być wieloaspektowe, uwzględniać materialne i niematerialne konteksty. Jest to też temat bardzo aktualny, zarówno ze względu na znaczenie miejsca dla współczesnych Polaków, ale też ze względu na podejmowane próby ikonograficznych modernizacji wizerunku Jezusa Miłosiernego.
Rozmawiała Katarzyna Dominiak
Dr hab. Katarzyna Chrudzimska-Uhera, prof. ucz. historyczka sztuki, kierowniczka Katedry Sztuki Nowoczesnej i Współczesnej w Instytucie Historii Sztuki UKSW w Warszawie. Zainteresowania badawcze koncentruje wokół historii sztuki nowoczesnej i współczesnej, w tym szczególnie ewolucji istoty i miejsca rzeźby w przestrzeni publicznej, wystawienniczej i prywatnej oraz środowiska artystycznego Zakopanego XIX i XX w. Autorka monografii i artykułów z zakresu: sztuki sakralnej XX w., rzeźby plenerowej i pomnikowej, sztuki w przestrzeni publicznej, narodowotwórczej i państwowotwórczej roli sztuki oraz stylu narodowego w architekturze, plastyce i sztuce wnętrza. Uczestniczka projektów badawczych, inwentaryzacyjnych i dokumentacyjnych dotyczących m.in. polskiego dziedzictwa w kraju i za granicą, zbiorów Dąbrowskich w Żołyni oraz warszawskich historycznych pracowni artystycznych.